Od rana mamy ręce pełne roboty.
Wychodzimy wcześnie aby znaleźć dobre miejsce. Tylko Dave nie niesie kawałków
straganu. Dostał za to garnki. Resztą rzeczy podzieliliśmy się mniej więcej po
równo. Tylko nie wzięli pod uwagę tego, że mój kawałek ma łańcuch. Muszę robić
dziwne akrobacje by się nie przewrócić. Czemu pozwoliłam Sheili zrobić ten
przeklęty łańcuch?! Z drugiej strony, fajnie że miała radochę. Mam jeszcze
farbki w kieszeni. I idź tu człowieku i się nie przewróć.
Składamy części na nasz stragan.
Udało nam się znaleźć miejsce koło
głównej ulicy. Praktycznie nikogo jeszcze nie ma, ale za to są już dekoracje.
Przy bramie jest wielki napis „Jarmark w Shithole”. Jakby to nie było
oczywiste. Kolorowe wstążeczki, plakaty i napisy maskują codzienną
rzeczywistość, głód i choroby. Dzisiaj to piękne miasto. Dzisiaj wszyscy się
dobrze bawią. Nie chcą pamiętać o zmartwieniach, których ostatnio jest coraz
więcej. Odrodził się Pierwszy. Caelumia przestaje być bezpieczna. W tym roku przybyło dużo więcej sierot. To
źle.
Patrzę na stragany innych.
Głównie miód i wino. Z tego właśnie jesteśmy znani. Jeszcze nie ma ruchu, więc ja i Dave oglądamy
księgę, a starsze towarzystwo gada. Najpierw nie ma ruchu, ale później
przychodzi do nas kupiec. Targujemy się, aż w końcu kupuje miski w korzystnej
dla nas cenie. Następny był jakiś podróżnik. Kupił wędzone mięso i napary.
Teraz znowu jest spokój.
- Dzieciaki – zaczął Sean.
Momentalnie ja i Dave podnieśliśmy głowy z nad książki. – Jest Jarmark, nie ma
ruchu, a nie potrzeba pięciu osób do pilnowania straganów. Idźcie się bawić, a
nie nudźcie się tu z nami.
- Idealne określenie „nudźcie się
tu z nami”. Na prawdę uważasz nas za tak nudnych ludzi?- spytała Ev.
- Starość nie radość – podsumował
Josh.
- Miłego stania przy straganie i
nudzenia się! –krzyczy Dave i natychmiast wybiega. To do niego podobne. Gdy
tylko dostanie odrobinę wolności korzysta z niej całym sobą.
Idę przez tłoczną ulice. Decyduje się skręcić w boczną uliczkę by
uniknąć największego tłumu. Nawet tu stoją stragany. Przyglądam się temu co
jest na nich. Słodycze, słodycze,
garnki, zabawki. Niemal nie zauważam straganu stojącego w rogu, przy zakręcie
uliczki. Byłoby szkoda gdybym go nie zauważyła. Jest na nim pełno biżuterii.
Część wygląda na domowej roboty, a część jest bardzo stara. Widzę głównie
malowane drewno, ale cudnie ozdabiane. Bransoletka z motywem liści, naszyjnik z
jaskółkami…
Ogólnie to chyba nie lubię
jaskółek. One uciekają od problemów, podrzucają je innym. Z ptaków to chyba
najbardziej lubię wrony. Są sprytne. Gdy rzuci się coś do jedzenia, natychmiast
przylatuje stado gołębi. Nie są zbyt mądre. Wszystkie na raz próbują jeść,
przepychają się i zabierają sobie jedzenie. Dość
często przylatuje jeden albo dwa kruki. Czekają aż ktoś wrzuci coś bardziej na
bok i natychmiast to zabierają. A wrony są sprytniejsze. Zapamiętują gdzie
spadł kawałek żywności i gdy już gołębie o nim zapomną… Chyc i wrona ma
jedzenie. Czasami jeszcze robią to co kruki.
Przenoszę wzrok z biżuterii na
biżuterie. Zauważam w głębi straganu
coś, co przyciąga mój wzrok. Stary koralik wzorowany na głowę lwa. Nie jest
nawet malowany, ale nie mogę oderwać od niego oczu. Mimo sporej odległości
świetnie widzę jego otwartą paszcze jakby ryczał. Nawet jego żeby są wydrążone
z zadziwiającą precyzją.
- Pasuje do ciebie – kobiecy głos
wyrywa mnie z rozmyśleń.
- Co? – pytam zdezorientowana i
zaczynam szukać źródła dźwięku.
- Mówiłam że pasuje do ciebie. –
dopiero teraz zauważam staruszkę pilnującą tego wszystkiego. Nie jest zbyt
wysoka, gruba ani chuda. Jej włosy są już całkowicie siwe, a na twarzy ma
zmarszczki. - A ludzie mówią że to ja mam problemy z słuchem. – dodaje ciszej.
Podaje mi koralik i małe lusterko – Sama zobacz.
Chyba ma racje. Nie rozumiem jak to możliwe, ale chyba pasuje
do mnie. Nie wiem w czym to tkwi. Czy ten koralik pasuje do moich rudych
włosów? Do piegów na całej twarzy? Do zielonych oczu? Nie mogę tego zrozumieć.
- Ile kosztuje? – pytam.
- Cóż, od dawna nikt nie chce go
kupić więc sprzedam Ci go tanio. Dam Ci go za… - wertuje mnie wzrokiem,
szukając czy mam przy sobie jakiś ciekawy przedmiot. Jej wzrok spoczywa na
mojej kieszeni. – Dam Ci go za farbkę.
Farbki! Kompletnie o nich
zapomniałam! Sięgam do kieszeni i udaje że długo w niej szukam rzeczonego
przedmiotu. Po chwili wyciągam drobną, zieloną farbkę.
- Umowa stoi. – kładę farbkę na
blacie.
Żegnamy się. Zastanawiam się
gdzie zawiesić koralik aż w końcu zdejmuje naszyjnik i wplatam na niego moją
najnowszą zdobycz. Powinna ożywić ten
naszyjnik.
Wychodzę na główną ulice. Tu jest
jaszcze więcej straganów, ale więcej tu zabaw niż rzeczy do sprzedaży. Dość
sporo tu słodyczy. Decyduje się kupić kilka kandyzowanych owoców. Chwilę się
wykłócam aż w końcu kupuje je dużo taniej niż gdybym się zgodziła na pierwszą
cenę.
Jem słodycze i oglądam atrakcje.
Nic ciekawego, ale Dave pewnie wpadł już na pomysł jak się na tym wzbogacić.
Zostawiam kilka owoców dla rodzeństwa i chowam słodycze do kieszeni. W końcu
docieram do jedynej atrakcji którą naprawdę lubię. Nie wygląda ona zbyt
obiecująco: fontanna i drobny stragan. Można było tu kupić krążek, który był
zaczarowany. Gdy wzięło się go do ręki pojawiało się na nim twoje imię i
nazwisko, a później w myślach składało się przysięgę. Jeśli była szczera,
krążek znikał pod kamienną posadzką, jeśli nie chcesz jej spełnić, nie da się
jej spełnić lub nie jest dla ciebie ważna, krążek wypłynie do góry. Czasami
wypływa dopiero po kilku miesiącach, bo coś się zmieni i nie da się jej
wykonać. Kolejny raz można złożyć taką
przysięgę dopiero gdy nie spełni się poprzednia przez czynniki naturalne
(załóżmy że ktoś chce zobaczyć smoka, a wszystkie smoki wyginą) lub wykona swój
cel (czyli zobaczy tego smoka).
Kupuję krążek, już nie targując
się. Sprzedają je zawsze najtaniej jak się da, więc nawet nie ma się o co
targować. Patrzę na powoli pojawiające się moje imię i nazwisko na krążku.
Delikatne wyżłobienia układają się w litery i tworzą napis „Roxana Jones”.
Zaczynam zastanawiać się nad przyrzeczeniem. Muszę wymyślić coś co umiem spełnić
i chce spełnić. Odlepiam wzrok od krążka i zaczynam szukać inspiracji w tym co mnie
otacza.
Patrzę na horyzont. Moje serce zamiera.
Nie, to nie możliwe! Ale przecież widzę na własne oczy. Trwa to kilka sekund, zanim
dotrze do mnie prawda. To nie pogłoski - wojska Pierwszego się zbliżają.
____
Wybaczcie mi ludzie że tyle to trwało, miałam dość sporo nauki. Nie myślcie że o was zapomniałam, codziennie dopisywałam tyle na ile pozwalał mi czas! Zaczynam się brać za kolejny rozdział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz