1 czerwca 2013

5. Rozmowa



Zamiast od razu iść do Shaily, postanowiłam najpierw zameldować się Ev. Pewnie wie, że jest już po wszystkim, ale wolę aby się na zapas o nas nie martwiła. Idę do kuchni, ale jej tam nie ma. Chodzę po domu szukając jej. Kiedy chce już iść do Shaily, słyszę przytłumiony głos Ev. Kładę rękę na klamce drzwi do saloniku, jednak w ostatniej chwili decyduje się nie otwierać drzwi. Za to, przykładam do nich ucho.
-… dobry pomysł? – słyszę głos Josha.
Przykładam oko do dziurki od klucza. Ev, Josh i Sean siedzą na fotelach. W kominku jak zwykle się pali. Widzę po nich, że są zdenerwowani.
- To chyba jedyne rozsądne rozwiązanie. W końcu nie mamy wyboru. – odpowiada Ev
Chyba chodzi o coś z Pierwszym. Inaczej mieliby wybór, ale to nie jest pewne.  Zawsze jest jakaś inna opcja. Nie wiem, może chodzić o… na pewno może chodzić o coś innego. Przecież chyba zawsze jest jakiś wybór.
- A co z naszymi rodzinami? – pyta wciąż sceptycznie.
- Rozmawiałam z Martinem.  Jest jeszcze bezpieczny przez przynajmniej rok, więc chce się wszystkim zająć. Powinien dać radę.
Czuje ukłucie żalu i gniewu. Nie powiedziała mi o niczym, a przecież wie, że mogłabym pomóc. Przecież dość spora część zysków jest z moich produktów!
Nagle dociera coś do mnie: prawdopodobnie ustaliła to z Martinem, kiedy ja jeszcze wracałam. Ogarnia mnie lekkie zawstydzenie. Co by było gdybym tam wybiegła i zaczęła się na nią złościć?
Z drugiej strony, dlaczego Martin ma rok? Rok do czego? I czemu się martwią o swoje rodziny? Liczba pytań rośnie, a odpowiedzi nie ma. Jedno jest pewno: to musi być coś ważnego.
-Na pewno wszys…
-Tak – przerywa mu – Zaczęliśmy to ustalać, kiedy tylko pojawiły się plotki o Pierwszym.
Czyli jednak. Teraz czuje samo ukłucie żalu, bez gniewu. Co ja takiego zrobiłam, że nie może mi zaufać?
Josh otwiera usta by coś powiedzieć, ale odzywa się Sean.
- Zrozum, nie macie wyboru. Jesteście już dorośli, a na dodatek świetnie władacie bronią – Josh i Ev chcą coś powiedzieć, ale Sean kontynuuje – Nie próbujcie nawet zaprzeczać, że tak nie jest. W końcu lata szkoleń nie poszły na marne.
Josh i broń? Pierwsze słyszę. Zaczyna mnie zastanawiać, czym się posługuje. Miecze są drogie, ale najbardziej mi do niego pasują.
Próbuje dodać do siebie fakty: broń i dorosłość to musi być armia. Skoro Martin ma jeszcze rok, to muszą być nabory. Skoro są nabory, to może chodzić tylko o armie Pierwszego.
Chcą się zgłosić do niej? Nie pozwolę im na to! Nie pozwolę, by moi przyjaciele stali się zdrajcami!
Nie, to nie możliwe. Oni przecież nie cierpią Pierwszego. Inaczej zostaliby w mieście na uroczystościach.
- A ty nie masz nic przeciwko? – Ev zwraca się do Seana. Ten tylko wzrusza ramionami.
- I tak jeżdżę po kraju.  Dwie przybłędy nie zrobią mi za wielkiej różnicy – żartuje.
- Myślisz, że sobie bez nas poradzą? – wcina się Josh – W końcu to my jesteśmy głównymi żywicielami naszych rodzin.
Moja siostra przygryza wargę. Doskonale o tym wie.
- U każdego o jedną gębę do wykarmienia mniej, Rox i Martin powinni sobie u mnie poradzić… W końcu wszyscy pracujemy. Jeszcze Roxy namówi Dava żeby się targował… Ray powinien sobie u ciebie dać radę.  – mam wrażenie że Ev bardziej przekonuje samą siebie, niż Josha. Martwi się o to, co się stanie kiedy ona zrobi coś czego jeszcze nie rozgryzłam.
- Jeśli tu zostaniemy, będziecie walczyć przeciwko temu w co wierzycie. –widzę, że chciał coś dodać, ale się powstrzymał. – Jeśli wyjedziemy, przynajmniej wasze rodziny będą bezpieczne.
Czyli chcą wyjechać, aby nie musieć pracować w obozie wroga. Ale nie tylko dla tego. Wiem, czego nie chciał powiedzieć Sean – jeśli ktoś odmówi Pierwszemu, ten spali cały dom.
- Jest jeszcze jedna sprawa. Zanim mi przerwiesz Evanlyn, wysłuchaj do końca. Obydwoje wiemy, że to prawda, ale ty nie chcesz tego przyjąć do wiadomości. Za bardzo się o nią martwisz. Musisz wiedzieć że da radę.
Patrzę na twarz Ev. Chyba pożyczyła maskę obojętności od Dava.
-Roxana coraz lepiej strzela z procy. –kontynuuje Sean. Mam wrażenie że oczy zaraz wypadną mi z orbity. On mówi o mnie?! -Nie da się tego ukryć. Umie przysadzać wiele naparów, a nawet zna się trochę na leczeniu. Na dodatek, od jakieś czasu zaczyna się kształtować jej aura. Nie mam pojęcia czyim jest potomkiem, ale będzie naprawdę potężna. Nigdy nie spotkałem się z czymś takim. – słucham go, bojąc się choćby poruszyć. Nie chce by mnie nakryli. Chce wiedzieć – Nie wiemy co będzie chciał zrobić Pierwszy. Przyjmowanie dziecka do wojska to niedorzeczność, ale on jest szalony. Nie cofnie się przed niczym. Ona też jest zagrożona.
- Nie myślisz że… - zaczyna Ev
- Musimy –przerywa jej.
- A Ruch Oporu? Myślisz że przyjmą tam dziecko?
Ruch Oporu?! Więc to jest ich celem! Będą z nim walczyć!
-Nie mam pojęcia. Myślę, że też zobaczą jej aurę. Poza tym, rozpaczliwie potrzebują żołnierzy
-Nie pozwalamy aby szła do wojska, by ją wziąć do wojska?!
- Ciszej…- mruczy Josh
- Chce walczyć. Nie widzisz tego po niej? – pyta Sean
- To szaleństwo.
- Lepsze niż praca dla wroga. Naprawdę chcesz ją zostawić na pastwę Pierwszego?
- Nie. Nie chce jej w ogóle brać do wojska. Jest za młoda.
- Nie mamy wyboru.
Otwieram drzwi. Staram się stać najpewniej jak umiem.
- Jadę z wami – ogłaszam.
__________________
Jak łatwo się domyślacie, postaram się publikować co sobotę, jakoś rano. Czekajcie tydzień w napięciu, może się czegoś ciekawego dowiecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz