Zamiast od razu iść
do Shaily, postanowiłam najpierw zameldować się Ev. Pewnie wie, że jest już po
wszystkim, ale wolę aby się na zapas o nas nie martwiła. Idę do kuchni, ale jej
tam nie ma. Chodzę po domu szukając jej. Kiedy chce już iść do Shaily, słyszę
przytłumiony głos Ev. Kładę rękę na klamce drzwi do saloniku, jednak w
ostatniej chwili decyduje się nie otwierać drzwi. Za to, przykładam do nich
ucho.
-… dobry pomysł? –
słyszę głos Josha.
Przykładam oko do dziurki od klucza. Ev, Josh i Sean siedzą na fotelach. W kominku jak zwykle się pali. Widzę po nich, że są zdenerwowani.
Przykładam oko do dziurki od klucza. Ev, Josh i Sean siedzą na fotelach. W kominku jak zwykle się pali. Widzę po nich, że są zdenerwowani.
- To chyba jedyne
rozsądne rozwiązanie. W końcu nie mamy wyboru. – odpowiada Ev
Chyba chodzi o coś
z Pierwszym. Inaczej mieliby wybór, ale to nie jest pewne. Zawsze jest jakaś inna opcja. Nie wiem, może
chodzić o… na pewno może chodzić o coś innego. Przecież chyba zawsze jest jakiś
wybór.
- A co z naszymi
rodzinami? – pyta wciąż sceptycznie.
- Rozmawiałam z
Martinem. Jest jeszcze bezpieczny przez
przynajmniej rok, więc chce się wszystkim zająć. Powinien dać radę.
Czuje ukłucie żalu
i gniewu. Nie powiedziała mi o niczym, a przecież wie, że mogłabym pomóc.
Przecież dość spora część zysków jest z moich produktów!
Nagle dociera coś
do mnie: prawdopodobnie ustaliła to z Martinem, kiedy ja jeszcze wracałam.
Ogarnia mnie lekkie zawstydzenie. Co by było gdybym tam wybiegła i zaczęła się
na nią złościć?
Z drugiej strony,
dlaczego Martin ma rok? Rok do czego? I czemu się martwią o swoje rodziny?
Liczba pytań rośnie, a odpowiedzi nie ma. Jedno jest pewno: to musi być coś
ważnego.
-Na pewno wszys…
-Tak – przerywa mu
– Zaczęliśmy to ustalać, kiedy tylko pojawiły się plotki o Pierwszym.
Czyli jednak. Teraz
czuje samo ukłucie żalu, bez gniewu. Co ja takiego zrobiłam, że nie może mi
zaufać?
Josh otwiera usta
by coś powiedzieć, ale odzywa się Sean.
- Zrozum, nie macie
wyboru. Jesteście już dorośli, a na dodatek świetnie władacie bronią – Josh i
Ev chcą coś powiedzieć, ale Sean kontynuuje – Nie próbujcie nawet zaprzeczać,
że tak nie jest. W końcu lata szkoleń nie poszły na marne.
Josh i broń?
Pierwsze słyszę. Zaczyna mnie zastanawiać, czym się posługuje. Miecze są
drogie, ale najbardziej mi do niego pasują.
Próbuje dodać do
siebie fakty: broń i dorosłość to musi być armia. Skoro Martin ma jeszcze rok,
to muszą być nabory. Skoro są nabory, to może chodzić tylko o armie Pierwszego.
Chcą się zgłosić do
niej? Nie pozwolę im na to! Nie pozwolę, by moi przyjaciele stali się
zdrajcami!
Nie, to nie
możliwe. Oni przecież nie cierpią Pierwszego. Inaczej zostaliby w mieście na
uroczystościach.
- A ty nie masz nic
przeciwko? – Ev zwraca się do Seana. Ten tylko wzrusza ramionami.
- I tak jeżdżę po
kraju. Dwie przybłędy nie zrobią mi za
wielkiej różnicy – żartuje.
- Myślisz, że sobie
bez nas poradzą? – wcina się Josh – W końcu to my jesteśmy głównymi żywicielami
naszych rodzin.
Moja siostra
przygryza wargę. Doskonale o tym wie.
- U każdego o jedną
gębę do wykarmienia mniej, Rox i Martin powinni sobie u mnie poradzić… W końcu
wszyscy pracujemy. Jeszcze Roxy namówi Dava żeby się targował… Ray powinien
sobie u ciebie dać radę. – mam wrażenie
że Ev bardziej przekonuje samą siebie, niż Josha. Martwi się o to, co się
stanie kiedy ona zrobi coś czego jeszcze nie rozgryzłam.
- Jeśli tu
zostaniemy, będziecie walczyć przeciwko temu w co wierzycie. –widzę, że chciał
coś dodać, ale się powstrzymał. – Jeśli wyjedziemy, przynajmniej wasze rodziny
będą bezpieczne.
Czyli chcą
wyjechać, aby nie musieć pracować w obozie wroga. Ale nie tylko dla tego. Wiem,
czego nie chciał powiedzieć Sean – jeśli ktoś odmówi Pierwszemu, ten spali cały
dom.
- Jest jeszcze jedna
sprawa. Zanim mi przerwiesz Evanlyn, wysłuchaj do końca. Obydwoje wiemy, że to prawda,
ale ty nie chcesz tego przyjąć do wiadomości. Za bardzo się o nią martwisz. Musisz
wiedzieć że da radę.
Patrzę na twarz Ev.
Chyba pożyczyła maskę obojętności od Dava.
-Roxana coraz lepiej
strzela z procy. –kontynuuje Sean. Mam wrażenie że oczy zaraz wypadną mi z orbity.
On mówi o mnie?! -Nie da się tego ukryć. Umie przysadzać wiele naparów, a nawet
zna się trochę na leczeniu. Na dodatek, od jakieś czasu zaczyna się kształtować
jej aura. Nie mam pojęcia czyim jest potomkiem, ale będzie naprawdę potężna. Nigdy
nie spotkałem się z czymś takim. – słucham go, bojąc się choćby poruszyć. Nie chce
by mnie nakryli. Chce wiedzieć – Nie wiemy co będzie chciał zrobić Pierwszy. Przyjmowanie
dziecka do wojska to niedorzeczność, ale on jest szalony. Nie cofnie się przed niczym.
Ona też jest zagrożona.
- Nie myślisz że… -
zaczyna Ev
- Musimy –przerywa jej.
- A Ruch Oporu? Myślisz
że przyjmą tam dziecko?
Ruch Oporu?! Więc to
jest ich celem! Będą z nim walczyć!
-Nie mam pojęcia. Myślę,
że też zobaczą jej aurę. Poza tym, rozpaczliwie potrzebują żołnierzy
-Nie pozwalamy aby szła
do wojska, by ją wziąć do wojska?!
- Ciszej…- mruczy Josh
- Chce walczyć. Nie
widzisz tego po niej? – pyta Sean
- To szaleństwo.
- Lepsze niż praca dla
wroga. Naprawdę chcesz ją zostawić na pastwę Pierwszego?
- Nie. Nie chce jej
w ogóle brać do wojska. Jest za młoda.
- Nie mamy wyboru.
Otwieram drzwi. Staram
się stać najpewniej jak umiem.
- Jadę z wami – ogłaszam.
__________________
Jak łatwo się domyślacie, postaram się publikować co sobotę, jakoś rano. Czekajcie tydzień w napięciu, może się czegoś ciekawego dowiecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz