Bogowie, bogowie,
bogowie!
- DAVE! – krzyczę.
Zauważają mnie. Widzę jak zmieniają obrany kierunek, idą do mnie. Nie mogę dla nich zrobić nic więcej. Muszę
znaleźć innych.
Robię w myślach
listę. Dave i Alice już do mnie idą. Evanlyn pójdzie do lasu, też jest
względnie bezpieczna. Zostają Mark, Jerami i Shelia. Krzyczę ich imiona, choć
sama już nie słyszę mojego głosu, który zaginął wśród innych głosów. Gardło
mnie boli. Jak długo już tu jestem i nawołuje rodzeństwo?
Hałas jest okropny.
Głowa mnie już od niego boli. Próbuje odnaleźć resztę rodzeństwa, ale nie
jestem w stanie równocześnie szukać ich oraz pilnować Dava i Alice. Są już
coraz bliżej. Wchodzą na sąsiedni dach. Muszą już tylko go przejść i będą przy
mnie. Będzie już dobrze.
Nagle
niewyobrażalny hałas wstrząsa wioską. Wręcz dosłownie – czuje że dach się
zatrząsł. Wszyscy milkną i patrzą w jeden punkt. Podążam za ich wzrokiem. Na
środku wioski stoi ktoś od Pierwszego. Wokół jego palców tańczą iskry, a nad
nim snuje się jeszcze dym. Czarodziej.
Widzę przerażenie
na twarzach mieszkańców. Sama czuje uścisk w sercu. Magia u nas jest niemal
niespotykana, a jeśli już jest to w zabawkach lub książkach. Nie wiemy jak z
nią walczyć. Nie wiemy jak jej unikać.
Jakiś mężczyzna nie
zrażony tym pokazem biegnie na niego. Lekko wycofana prawa ręka, dłoń
zaciśnięta w pięść. Czarodziej lekko się śmieje. Kpiący uśmiech pozostaje na
jego twarzy kiedy wykonuje płynny ruch prawą ręką. Coś co przypomina piorun
wydostaje się z jego ręki. Napastnik upada. Nie czuje zapachu spalenizny, nie
widzę osmalonego ciała. Po prostu leży. Czarodziej triumfalnie podnosi pięść.
- Śmierć wrogom
Pierwszego! – krzyczy.
I nagle nic nie
idzie tak, jak powinno. Tłum nie pędzi.
Widzę jak niemal wszystkie twarze zmieniają emocje odmalowane na twarzach.
Zamiast strachu, widzę satysfakcje. Tylko nieliczni wycofują się do bocznych
ulic. Ciągle widzę strach na ich twarzach.
- Śmierć wrogom
Pierwszego! – odpowiadają ci, którzy zostali.
Zdrajcy! Tchórze!
Bali się tylko tłumu! Tłumie w sobie wszystkie przekleństwa. Jeśli tylko coś
zawołam, będę wrogiem wszystkich. Zginę tak samo, tak jak ten mężczyzna.
Nie rozumiem już
nic. Czemu uciekali, skoro nie boją się Pierwszego. Te kilkanaście osób nie
mogło popchnąć tłumu. Może źle zinterpretowałam emocje… A może nie rozpoznali
jeźdźców.
Albo to po prostu
tchórze! Zdrajcy, którzy są „wierni” tylko temu, kto jest aktualnie ich panem. Wzbiera się we mnie nienawiść, większa niż ta
którą kiedykolwiek czułam. Jednocześnie, czuje się bezsilna. Wiem, że nic nie
zdziałam. Nic nie będzie już tak, jak dawniej. A ja nie mogę nic zrobić – bo co
może zrobić dziewczynka? Siedzieć i patrzeć. Nawet nie strzelam celnie z procy!
Umiem tylko robić głupie napary i miski! „Hej, chcesz miskę z naparem w zamian
za to że będziesz walczyć z Pierwszym, który ma wielką armie z czarodziejami?”
Nienawidzę
bezsilności! Nienawidzę zdrady! Trzeba mieć jakiś honor, trzeba być wiernym! To
po prostu kłamcy! I mordercy! Przez Pierwszego giną niewinni! Gdyby Clare żyła
uratowałaby tak wielu! Ale nie żyje. Nie
pomoże już nikomu.
Czuje wyrzuty
sumienia. Mogłam tam pójść, mogłam ratować innych. Wiem, co należy zrobić w
takim przypadku. Ale nie poszłam.
Wolałam siedzieć na dachu i patrzyć się jak inni umierają.
- Wszystko w
porządku, Roxi? – pyta Alice. Dziesięciolatka kładzie mi dłoń na ramieniu.
- Tak… Wszystko
ok. Wracajmy już do domu. Pewnie wszyscy
już wrócili.
Cóż, schodzimy z
dachu. Nie za bardzo możemy zrobić coś innego. Na wszelki wypadek idziemy
bocznymi uliczkami. W końcu, to teraz my jesteśmy tutaj wrogami. Nie rozumiem.
Kompletnie nic nie rozumiem. Zazwyczaj dobrze odczytuje ludzkie emocje. Nie
wiem co teraz poplątałam. Na pewno coś musiałam. Przecież nie mogli tak szybko
zmienić zdania, a ja wyraźnie widziałam ich strach. To nie możliwe.
Chyba że…
Nie. To nie
dorzeczne. Pierwszy na pewno nie może nam
zmienić myśli. Przecież jest już Ruch Oporu. Nie jestem głupia, słyszałam o nim
pogłoski. Gdyby Pierwszy zaczął być na tyle potężny by coś takiego zrobić,
pokonaliby go.
Albo po prostu Ruch
Oporu by nie istniał. Po co zachowywać przy życiu problem, skoro można go łatwo
zniszczyć.
Wręcz czuje, jak
moje myśli się kłócą. Nigdy wcześniej nie czułam niczego takiego. Dość dziwne.
Jedna część ciebie uważa, że jest tak, inna, że jest inaczej, a kolejna, że
jest zupełnie inaczej. Słyszałam że
niektórzy tak mają. Teraz uważam, że to chyba nie jest normalne. Prawdopodobnie
zalicza się jako rozdwojenie jaźni. Chyba, że ktoś ma więcej głosów w swojej
głowie.
Alice zerka na mnie
od czasu do czasu. Martwi się. Wie, że tak naprawdę jestem wściekła. Nie
rozumiem, jak można być niewiernym swojej ojczyźnie. Według niej, większość
moich ideałów legła w gruzach. Tak naprawdę nie tak łatwo jest mnie złamać.
Kiedy przechodzimy
obok trupa, zerkam na nią. To ona jest z nas wszystkich najwrażliwsza. Widzę,
że ją to boli. Przecież zginęli ludzie.
Za nami idzie Dave.
Prawie nigdy nie pokazuje uczuć. Znowu tak jest. Po prostu idzie za nami.
Powinnam być z niego dumna – w końcu maski to moja specjalność. Nie zdziwię
nikogo mówiąc że tak nie jest.
W końcu docieramy
do domu. Wszyscy są. Czyli Ev mnie usłyszała i poszła do domu. Udało jej się
zrozumieć o co mi chodziło. Sądząc po ustawieniu butów wzięła zgarnęła po
drodze Sheile, Jeremiego i Marka. Reszta została w domu.
Są tutaj dwie pary
butów których nie znam aż tak dobrze – Sean i Josh. To rozsądne, że nie chcą
się teraz przedzierać przez miasto – trupy na ulicach nie wyglądają zbyt
zachęcająco…
Kiedy ściągam buty,
kiedy nadbiega Sheila. Przytula mnie, a ja odwzajemniam uścisk. Po chwili
podnosi na mnie wzrok. Nie rozumie jeszcze więcej niż ja. Nie rozumie, czemu
jej martwi sąsiedzi leżą na ulicach. To dla niej za trudne.
Kucam przy niej.
- Idź do pokoju –
mówię. – Za chwilę do ciebie przyjdę.
__________________Wiem, wiem, chwilę mnie nie było. Nie miałam weny. Na razie może być parę przerw, ale wpadłam na pomysł jak zapobiec takim sytuacją. Nie wiem ile jeszcze potrwa sprawienie by działał, ale chyba wytrzymacie? :D
Roxi ,bardzo ładnie i sorry że zaczęłam czytać ale nie moglam się powstrzymać :)
OdpowiedzUsuńZabije cię kiedyś T^T
OdpowiedzUsuń